arrow
teatr


JANUSZ
OPRYŃSKI

TEATR WIELKIEJ
LITERATURY
JANUSZA
OPRYŃSKIEGO


JANUSZA
OPRYŃSKIEGO

Ciągle wierzę w moc wyczytywania dobrego teatru z literatury.   W arcydziełach światy się mnożą. A zresztą dla mnie literatura to jest skroplony zapis życia. Dobra lektura pomaga żyć. Tej busoli trzymałem się, pracując w teatrze.

Źródło: Przekrój nr 33/16.08

NOWE TŁUMACZENIE WIELKIEJ
LITERATURY NA OPOLSKIEJ SCENIE

Każdy wielki pisarz: Szekspir, Cervantes, Goethe, Dostojewski, Kafka powinien mieć wielu tłumaczy. My twierdzimy, że każde pokolenie ma prawo do swojego przekładu arcydzieła. W przypadku „Mistrza i Małgorzaty" minęły już nieomal dwa pokolenia od pierwszego tłumaczenia, uchodzącego za klasyczne. Ale przecież od tego czasu zmienił się nie tylko język, ale także kanon tekstowy „Mistrza i Małgorzaty", o wiele więcej wiemy o samym Bułhakowie, o jego życiu, istocie i kontekstach twórczości. To wszystko bardzo pomaga świadomemu tłumaczowi. Poniekąd musieliśmy się tego podjąć, również i z tego powodu, że „Mistrz i Małgorzata" jest obecny w naszym domu - w języku oryginalnym i przeróżnych przekładach - od ponad 30 lat.

Grzegorz Przebinda w wywiadzie „»Mistrz i Małgorzata« - przekład pierwszej świeżości" dla Styl.pl

Są ludzie, którzy mają zdolność reżyserowania wszystkiego. Ja nie. Nie jestem uzależniony od reżyserii, ale od czytania. (…) Szukam dla swojego teatru arcydzieł literackich i nie traktuję ich jak fikcji. Dla mnie to rzeczywistość.

Źródło: Gazeta Wyborcza

_17A0260

Genewa, 2 lutego

Drogi Panie!

Przedstawiać mnie jako bestię wyposażoną w rogi, kopyta i ogon rozdwojony na końcu lub trójzębny to rzecz niegodna, to błąd, to kłamstwo. Rogi oraz kopyta przywołują na myśl kozła, zwierzę ofiarne dźwigające na sobie wszystkie grzechy Izraela (co mimo woli przynosi mi zaszczyt), albo też popularny symbol cuchnącej rozpusty (co jest daleko mniej przyjemne). Ogon rozdwojony na końcu mówi sam za siebie, jest bowiem symbolem mojego artyzmu w doprowadzaniu do niepewnych konkluzji. Ogon trójzębny, zbrojny, by zadawać rany, pochodzi z Apokalipsy Jana, gdzie opisany jest wygląd niezwykle krwiożerczych smoków „w ogonie skupiających swoją moc szkodzenia ludziom".

Cała ta ikonografia zrodziła wielkie uprzedzenia wobec mnie. Zdawała się wskazywać, że Zło, które rzekomo uosabiam, wiedzie wprost do zezwierzęcenia i powołuje do życia potwory. A przecież jest rzeczą ustaloną przez waszych najlepszych teologów, że w istocie jestem najpiękniejszy z wszystkich aniołów. I żeby zachować to piękno, wystrzegam się takich uczuć, które mogłyby mu zaszkodzić: litości, która zniekształca rysy, współczucia, które je wykrzywia i miłosierdzia, które powoduje zmarszczki. To dlatego właśnie — co zrozumiał także najinteligentniejszy z waszych poetów — „Nigdy nie plączę, nigdy się nie śmieję".

Zresztą, jak miałbym was uwodzić, gdybym był tym dziwacznym stworem pokrytym rybią łuską, wyposażonym w pazury i skrzydełka, którego mój eks-kolega, św. Michał przygważdża lancą do ziemi, albo tym pełzającym gadem z biustem niewieścim, któremu niektórzy malarze Renesansu kazali owinąć się wokół Drzewa w Raju, nie zdając sobie sprawy, że ich alegoria zawiera niezgodność z oficjalną wersją wydarzenia. Przecież o pierwszym Wężu tak napisano w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę".

I jak te połówki kobiety i węża, złączone przez waszych pacykarzy w coś w rodzaju oślizgłej syreny, mogłyby wypełnić proroctwo, kiedy jedna pozbawiona jest głowy, a druga pięty?

Niech Pan weźmie pod uwagę, że nie omieszkałem wyciągnąć korzyści dla siebie z tej ikonograficznej porażki. Wykorzystałem to nieprawdopodobieństwo, żeby wpoić wam nieufność do obrazów. Posłużyłem się tym, co w nich fałszywe, żeby zasiać wątpliwość w prawdę, którą wyrażają. Nieźle zagrane, co?

W każdym razie dziś, kiedy uwolniliście się od dziecinnego języka obrazowych przedstawień i żyjecie w pięknym, a bezbarwnym niebie abstrakcji, chciałbym bardzo odzyskać przychylność estetów zdolnych docenić całą niewidzialną wspaniałość tej czystej Idei, którą jestem, a wokół której zaczynają grupować się wszystkie wasze pojęcia.

Liczę, że poprze Pan sprawę mojej reputacji u koneserów.

                                                                                                                                                                           Do usłyszenia wkrótce

                                                                                                                                                                                          Diabeł

fragment z: A. Frossard, „36 dowodów na istnienie diabła", tłum. Zygmunt Ławrynowicz

TŁUMACZENIE
MISTRZA

Bułhakow to właśnie „coś" pomiędzy prozą a poezją. Pisarz przywiązywał ogromną wagę do rytmu frazy, do brzmienia. „Mistrz i Małgorzata" jest jak symfonia literacka i dlatego najpierw trzeba ją usłyszeć we własnej głowie, a potem oddać adekwatną polszczyzną. I żeby było pięknie. Czasami trzeba być zuchwałym, starać się przełożyć tak, jakby to sam Bułhakow pisał. Tłumaczenie bywa też wyręczaniem autora w języku, którego on sam nie znał. Nie zawsze oczywiście to wyjdzie, ale nie wolno się bać podjęcia takiego zadania.

Grzegorz Przebinda w wywiadzie „»Mistrz i Małgorzata« - przekład pierwszej świeżości" dla Styl.pl

CENZURA WIELKIEJ
LITERATURY MICHAIŁA BUŁHAKOWA

List Michaiła Bułhakowa do rządu ZSRR

Kiedy już̇ wszystkie moje utwory zostały zakazane, wśród obywateli, którzy znają̨ mnie jako pisarza, zaczęły rozlegać́ się̨ głosy sugerujące jedno i to samo:
Mam napisać „Sztukę komunistyczną”, a oprócz tego zwrócić się do Rządu ZSRR z listem wyrażającym skruchę, w której wyrzeknę się dotychczasowych poglądów zawartych w moich utworach literackich oraz zapewnię Rząd, że od tej chwili będę pisać jak oddany sprawie komunizmu pisarz sympatyk.
Cel ratunku przed nagonką, nędzą i wreszcie przed nieuchronną zagładą w finale. Rady tej nie usłuchałem. Wątpliwe, czy zdołałbym ukazać się Rządowi ZSRR w korzystnym świetle, gdybym napisał kłamliwy list, czyli wykonał nieelegancki i w gruncie rzeczy naiwny polityczny piruet. Prób zaś napisania komunistycznej sztuki nawet nie podejmowałem, wiedząc z góry, że takiej sztuki napisać nie potrafię.
(…) Apeluję do humanitaryzmu władzy radzieckiej i proszę, aby mnie, pisarza, który nie może być pożyteczny w swojej ojczyźnie, wielkodusznie wypuszczono na wolność. Jeśli zaś to, co napisałem, jest za mało przekonywujące i skazany zostanę na dożywotnie milczenie w ZSRR, proszę Rząd Radziecki, aby umożliwił mi pracę w mojej specjalności i skierował mnie do teatru na stanowisko etatowego reżysera.
(…) Jeśli nie mogę zostać reżyserem, proszę o etatowe stanowisko statysty. Jeśli nie wolno mi być statystą – proszę o etat w brygadzie technicznej. Jeśli zaś i to nie jest możliwe, proszę Rząd Radziecki, aby zrobił ze mną to, co uzna za stosowne, ale żeby jednak coś zrobił, ponieważ w obecnej chwili mnie dramaturga, który napisał 5 sztuk, znanego w kraju i za granicą, czeka już tylko nędza, ulica i zagłada.

                                                                                                                                                                                                                           Michaił Bułhakow

                                                                                                                                                                                                                   Moskwa, 28 marca 1930 r.

 

Pozbawiony pracy i możliwości publikowania Bułhakow rozpoczął starania o wyjazd za granicę. Wtedy to na skutek interwencji Stalina, Bułhakow znalazł zatrudnienie w Moskiewskim Teatrze Artystycznym. Fakt ten niewiele zmienił w sytuacji pisarza. Odsunięty poza granice jakiegokolwiek literackiego obiegu, rozpoczyna pracę nad kolejnymi wersjami „Mistrza i Małgorzaty", książki o której już̇ wie, że nie będzie wydana, toteż̇ pisanej jakby wyłącznie dla siebie, bez autocenzury i żadnych ograniczeń́. Powieść́ tę, która miała pierwotny tytuł „Kopyto inżyniera" Bułhakow pisał, a właściwie dyktował (był już̇ wtedy śmiertelnie chory) do ostatnich swoich dni. Jeszcze w lutym 1940 roku, na miesiąc przed śmiercią̨, wprowadzał zmiany w utworze.

W okrojonej wersji „Mistrza i Małgorzatę̨" wydano dopiero w 1966 roku, w trzy lata później ukazała się̨ w całości w emigracyjnych wydawnictwach rosyjskich. W tym samym czasie poznali powieść́ (też niepełną) polscy czytelnicy. Pełnym wydaniem dzieła była dopiero jej czwarta edycja z 1981 roku.

_17A9715

POPRAWIAĆ MOŻNA,
DOPISYWAĆ NIE WOLNO

Mając w głowie poprawki i nakazy Bułhakowa, który był już śmiertelnie chory i mówił, że „poprawiać można, dopisywać nie wolno”, [Jelena Siergiejewna Bułhakowowa] przygotowała w 1940 roku pierwszy maszynopis. Miałem go w rękach, widziałem, że jest czysty. Gdy w latach 60. pojawiła się szansa na wydanie powieści, przygotowała kolejny maszynopis. Tam, w jednym miejscu, w 1963 roku zamieniła bułhakowowskie „i” na znak miękki rosyjski. Bułhakow zapisał „Zmartwychwstanie”, Jelena „niedziela”. Do tej pory wszystkie przekłady polskie, jak i zachodnioeuropejskie tłumaczyły ten wyraz jako „niedzielę”, tymczasem Bułhakowowi chodziło o coś więcej. W tym kontekście nie była to zwykła niedziela, lecz niedziela Zmartwychwstania, co nadaje zupełnie inny wymiar zakończeniu książki.

Grzegorz Przebinda w wywiadzie dla BiznesiStyl.pl

TELEFON
OD STALINA

17 kwietnia 1930 roku odbyła się słynna rozmowa telefoniczna pomiędzy Stalinem a Bułhakowem. Krótka rozmowa, w której przywódca ZSRR obiecał pisarzowi spotkanie i zapewnił go o możliwości podjęcia przez niego pracy w Moskiewskim Teatrze Artystycznym, przeszła do historii.

Dlaczego Stalin zdecydował się zadzwonić do Bułhakowa? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Możliwe, że chciał umocnić w ten sposób mit wszechwładnego i wszechwiedzącego władcy, który interesuje się wszystkimi sprawami dziejącymi się w jego imperium. Bardzo lubił wykonywać tego rodzaju gesty. Być może zależało mu na tym, aby Bułhakow nie podzielił losu zmarłych w tajemniczych okolicznościach (oficjalnie przyczyną ich zgonów były samobójstwa) Sobola, Jesienina i Majakowskiego (ten ostatni zmarł zaledwie kilka dni przed telefonem do Bułhakowa). Niewykluczone też, że Stalin liczył na to, iż stając w obronie utalentowanego (przyznawało to nawet wielu nieprzychylnych mu recenzentów) pisarza uda mu się przekonać go do tworzenia dzieł gloryfikujących władzę sowiecką. Telefon od wodza najprawdopodobniej uchronił Bułhakowa od aresztowania i rozstrzelania w zbliżającym się okresie Wielkiego Terroru.


kim
m-sub-0
m-sub-1
opis-ban